Po czterech godzinach jazdy samochodem z Katowic dotarliśmy na lotnisko Okęcie. Razem z towarzyszącym nam ojcem Damiana, jego siostrą i szwagrem spoczęliśmy w poczekalni hali odlotów. Jako, że była wczesna godzina (6:15), a do otwarcia odprawy pozostała jeszcze jedna, postanowiliśmy zjeść śniadanie. Tuż przed rozpoczęciem odprawy pożegnaliśmy całą trójkę i udaliśmy się do stanowisk nadać bagaż. Pojawił się 10 minutowy poślizg i check-in deski zostały otwarte o 7:30 zamiast o 7:20.
Tuż przed odprawą poznaliśmy Tajlandczyka, który jakiś czas pracował w Polsce. Dzisiaj wracał do domu, ponieważ kończyła mu się wiza. Sam Taj nie mówił po polsku, ledwo posługiwał się angielskim. Na prośbę towarzyszącego mu Polaka pomogliśmy mu przejść przez cała procedurę na lotnisku, prowadząc do właściwego samolotu. Okazaliśmy się również pomocni przy transferze w Kijowie.
Z Warszawy wystartowaliśmy z ponad godzinnym opóźnieniem, co skracało nasz czas na przesiadkę w Kijowie. Po wylądowaniu w stolicy Ukrainy dosłownie przesiedliśmy się miedzy samolotami, bez żadnego oczekiwania. Boarding odbył się sprawnie, ale nie wiedzieć czemu samolot wystartował również z godzinnym poślizgiem. Lot był długi (nigdy wczesniej tak daleko nie lecieliśmy). Z zaśnięciem mieliśmy problemy, bo z każdej strony dobiegały odgłosy rozmów naszych ukraińskich współpasażerów. Część ukraińskiej młodzieży postanowiła pożytecznie wykorzystać 9,5 lot integrując się przy liczny trunkach wniesionych na pokład Boeinga.